poniedziałek, 10 października 2016

40 i 1/3

Rozłączyłam się, najzwyczajniej w życiu się rozłączyłam. Każda komórka mojego ciała chciała krzyczeć, wykrzyczeć to co boli, czego ma dość. Wszystko dochodziło do mnie jak przez mgłę do czasu aż Kamil powiedział, że zadzwoni do Mateusza.
-Nie.-mówię słabym głosem wyrywając się z odrętwienia. -Mateusz musi grać. Ma zawody.
-Myślę, że dla niego to ty jesteś jednak priorytetem.
-Już mi lepiej-kłamię siadając na kanapie. Patrzę na swoje drżące ręce myśląc o tym co mogę zrobić aby to zakończyć.
-To był on? To znaczy twój były...-mówi chyba równie mocno wstrząśnięty co ja. Na potwierdzenie pytania kiwam głową.
-Dziwi mnie to, że jeszcze go nie namierzyli. przecież on nie jest niewidzialny, nie zapadł się pod ziemię.
-To Marcin, jeśli on będzie chciał to wszystko może się zapaść pod ziemię. Włącznie ze mną.
-Oliwia.. Dobrze wiesz, że na to nie pozwolę. Nikt nie może być bezkarny.-mówi mocnym, twardym głosem.
-Wcześniej myślałam, że nikt i nic mnie nie zrujnuje, a tu proszę. Taka niespodzianka.-mówię sięgając po papierosa.
-Oliwia, zostaw to.-mówi sięgając do mojej ręki. Zatrzymuje dłoń na moim nadgarstku co w pewien sposób wydało mi się bardzo intymne. Spojrzałam na Kamila wyraźnie speszona po czym zabrałam dłoń.
-Nie możesz się jeszcze bardziej dobijać, a papierosy Ci w niczym nie pomogą.-mówi przejęty. Wiem, że ma rację, ale wiem też, że potrzebuję odskoczni. Nie chce znowu wrócić do moich głupotek. Nic nie mówię tylko spoglądam na nadgarstek. Nie chce z tym znowu zaczynać, ale czy ja sama do końca z tym skończyłam?
-I tak, samookaleczanie też nie pomoże. Koniec już tych optymistycznych rozmów. Pora spać młoda.-mówi po czym wstaje i kieruje się do pokoju. Po chwili wychodzi z kompletem pościeli w ręku, po czym kładzie na kanapę.
-Ja śpię na kanapie i nie ma kłótni-mówi ścieląc, gdy kończy spogląda w moją stronę.
-Jutro ja śpię na kanapie, dzisiaj nie mam zamiaru się nawet kłócić.-przytakuje podczas gdy Kamil kładzie się wygodnie na kanapie.
-Na którą jutro?-pytam spoglądając na chłopaka wpatrzonego w telewizor.
-Na którą jutro gdzie?-pyta jakby zapomniał o bożym świecie dlatego przypominam mu o czymś takim jak praca.
-Wziąłem urlop. Nie zamierzam zostawić Cie samej na pożarcie przez tego psychopatę. W dodatku już wcześniej chciałem wziąć to wolne, ale nie miałem dobrej okazji do tego a teraz proszę. Siedzę sobie z piękną damą przy telewizorze, wygodnie rozłożony na kanapie, ze świadomością, że jutro nie muszę wstawać. Żyć nie umierać.-mówi po czym się uśmiecha i wraca do oglądania telewizji.
*jakiś czas później (bardziej po LŚ mniej niż przed IO :))*
-Wszystko spakowane?-słyszę głos Kamila, z którym zamieszkałam na stałe. Mój 'rodzinny' dom stoi spokojnie cały i wyremontowany czekając na mój powrót, który dość prędko nie nadejdzie. Z Kamilem o dziwo nie mam większych sprzeczek niż utarczki na temat papierosów, które już udało mi się ograniczyć. Wkładając kosmetyczkę do walizki odkrzykuje Kamilowi, że jestem już gotowa na co słyszę:
-Rozumiem, że ładowarka do telefonu jest ci niepotrzebna?
-Ty bez piątej klepki radzisz sobie znakomicie mój drogi.-mówię po czym wstaję po ładowarkę, która leży na barku w kuchni. Wkładam ją do torby podręcznej i zatrzymuję się w przedpokoju.
-Walizka jest w salonie! Tak, wiem, też cie kocham-krzyczę wychodząc z mieszkania tylko po to aby sobie przypomnieć, że nie wzięłam telefonu. Kiedy miałam już wchodzić do mieszkania poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę, odwracam się i oniemieję. Chciałam krzyczeć ale uniemożliwił mi to zakrywając usta.
-Krzyknij cokolwiek, a już po twoim Mice.-mówi do ucha po czym wyprowadził z bloku. Chciałam się wyrwać, ale nie byłam w stanie, resztkami sił udało mi się wyswobodzić lewą rekę z uścisku, która uderzyłam Marcina w twarz niestety nic to nie wniosło i standardowo dostałam siarczyste uderzenie w policzek.
-Jeszcze raz, a obiecuję, że to się dobrze nie skończy.
Muszę przyznać, że Marcin się zmienił nie był już tym samym narwanym chłopaczkiem co kiedyś, był prawie dorosłym, silnym mężczyzną, który w obecnej chwili zaciągnął mnie do samochodu, którego nie znałam. Nawet Marcina już nie poznawałam. Jego wzrok stał się rozbiegany, podejrzliwy o każdy wykonany ruch. Próbowałam otworzyć drzwi ale były zamknięte elektrycznym zamkiem. Muszę przyznać, że Marcin przygotował się prawie na wszystko. Kiedy tylko wjechaliśmy na główną ulicę uderzyłam całym swoim ciałem w prawe ramię chłopaka dzięki czemu stracił panowanie nad kierownicą. Uderzyliśmy w słup od sygnalizacji świetlnej, w uszach brzmiał znajomy już huk. W myślach dziękowałam Bogu za to, że na ulicy nie było wielkiego ruchu to co się ze mną stanie już mało mnie obchodziło. Po chwili ból był nie do wytrzymania, czułam, że tracę czucie w dosłownie każdej części mojego ciała. Odpływam...
***
-Wybudza się, proszę się odsunąć.-słyszę głos, który skądś już znam. Nie mam siły otworzyć oczy dlatego leżę z zamkniętymi powiekami. Znowu czuję ból. Znowu mnie odratowali?-myślę. Do moich uszu napływa wiele dźwięków naraz. Nie mogę się skupić na ani jednym z nich, wszystkie są takie znajome. Jakbym kiedyś już je słyszała. Otwieram powieki i to co widzę jest dla mnie kompletną paranoją. Umysł i serce nie współpracuje razem. Serce wyskakuje mi z piersi, a umysł nie potrafi wytłumaczyć tego co ukazują oczy.
-Jak pani się nazywa?-słyszę banalne pytanie lekarza prowadzącego. na które szybko odpowiadam.
-Oliwia Strus.-mówię, po czym widzę moje tak znajome twarze, oczy, w których kocham wszystko.
____________________________________________________
Ludzie zwariowałam, a ten post jest tego dowodem, mam nadzieję, że się połapiecie. Piszę z gorączką i zatkanym nosem, a jesień nie oszczędza nawet mnie. Nie zabijcie za zakończenie. Zostawiam małą podpowiedź co do zakończenia, więc myślcie, rozmyślajcie, knujcie swoje wymarzone zakończenie tej opowieści, z którą bardzo ciężko mi się rozstać. :( Uwierzcie pokochałam tą historię, a pomysł na zakończenie przyszedł sam z siebie. Miało być inaczej, miało być smutno już chciałam uśmiercić główną bohaterkę, przyznam się miało być tragicznie, aaale z racji tego, że jesień sama z siebie beznadziejna to szkoda mi was wystawiać na załamanie nerwowe. Pozdrawiam was cieplutko, 
Tańcząc w ciemnościach.
P.S 
Czekam na wasze propozycję co do następnego opowiadania.